Wyjechaliśmy z małym poślizgiem, potem długa droga przez Rzeszów, dwa pół-godzinne postoje aż wreszcie upragniony cel podróży hotel „Pod Kominkiem” w Komańczy.
Na miejscu napełniliśmy nasze brzuchy pyszną ciepłą kolacją. Szef kuchni serwował zupę ogórkową( mniam mniam), oraz kartofelki zapiekane, surówka z marchewko-kapusty i smakowita pierś z dzikiego bieszczadzkiego kuraka.
Po podziale na grupy i rozlokowaniu się w pokojach spotkaliśmy się na wspólnym podpisaniu obozowego regulaminu. Pozostała tylko kąpiel, ząbki i czytanie książek na dobranoc.
Nikt nie płakał, pierwsze koty za płoty jutro nowy dzień, w planie wyjście ścieżką edukacyjną wokół Komańczy, oraz zajęcia z topografii.