Oddzielne klasy żeńskie i męskie? Jeśli tylko będą chcieli tego rodzice, mogą powstać w krakowskich podstawówkach i gimnazjach już we wrześniu.
Olga Szpunar, Gazeta Wyborcza, 2.04.2010 r.
Krakowianin Stanisław Kowal jest pedagogiem. Chce, by jego czteroletni synek chodził do klasy dla samych chłopców. Dlaczego? – Bo chłopcy i dziewczynki są równi, ale różni. Chłopcy szybciej łapią matematykę, więc ich koleżanki z klasy nabierają niesłusznego przekonania, że są w tym gorsze. Tymczasem one potrzebują tylko więcej czasu. Odwrotnie jest z językami. Tu chłopcy nie nadążają i już myślą: “Humanistki to dziewczynki”. Na wspólnej edukacji zawsze ktoś traci – mówi Kowal.
W tym miesiącu o możliwości tworzenia klas męskich i żeńskich w koedukacyjnych szkołach poinformuje dyrektorów szef krakowskiego wydziału edukacji Jan Żądło. – Jestem otwarty na ten eksperyment zwłaszcza w pierwszych klasach szkół podstawowych – powiedział wczoraj “Gazecie”, uzasadniając to podobnie jak Kowal.
O stworzenie męskiej i żeńskiej szkoły w Krakowie zaapelowała do prezydenta Jacka Majchrowskiego radna Małgorzata Jantos. W interpelacji przytacza wyniki badań australijskiego towarzystwa edukacyjnego, którymi objęto 270 tys. dziewcząt i chłopców: “Osoby, które ukończyły szkoły żeńskie lub męskie, na studiach osiągają znacznie lepsze wyniki niż ich koledzy i koleżanki ze szkół koedukacyjnych”.
W Krakowie nie ma ani jednej żeńskiej lub męskiej szkoły. Do 2005 roku żeńską prowadziły siostry prezentki, męską do lat 90. XX wieku ojcowie pijarzy. Dziś i tu, i tu uczą się dziewczynki i chłopcy. Do koedukacji szkoły zmusił niż demograficzny.
Żądło nie pozostawia złudzeń: samorządowa szkoła niekoedukacyjna w Krakowie na razie nie powstanie. – Poza tym gdyby rzeczywiście było tak duże zainteresowanie tym typem edukacji, już dawno na rynku znaleźliby się prywatni przedsiębiorcy – mówi.
Ale klasy złożone z samych chłopców lub dziewczynek jest gotów otworzyć nawet we wrześniu tego roku: – O ile będzie na nie zapotrzebowanie.
Czy będzie? Stowarzyszenie Wspierania Edukacji i Rodziny “Sternik” prowadzi niekoedukacyjne szkoły w Warszawie. W podstawówce i gimnazjum dla chłopców jest w sumie 300 miejsc, dla dziewczynek tyle samo. W przedszkolu – dzieci dzielone są na grupy dopiero w zerówce – 350.
– W inny sposób przekazujemy chłopcom i dziewczynkom te same treści. Do chłopców się mówi krótko, jasno i głośno, nawet temperaturę w sali powinni mieć niższą niż dziewczynki – tłumaczy Paweł Zuchniewicz. I dodaje – Badania prowadzone na Zachodzie pokazują, że dziewczynki uczące się w żeńskich szkołach częściej niż ich koleżanki ze szkół koedukacyjnych idą na studia techniczne. Dlaczego? Bo szkoły uczące w sposób zróżnicowany ze względu na płeć nie utrwalają stereotypów: kobiety są humanistkami i interesują się kulturą, a chłopcy lubią komputery i piłkę nożną.
Sternik już prowadzi w Krakowie przedszkole, a rodzice chodzących tam dzieci myślą o założeniu podstawówki. – Osobiście jestem za koedukacją, to bardziej naturalne – komentuje Elżbieta Piwowarska, dyrektorka poradni psychologiczno-pedagogicznej w Nowej Hucie. – Jasne, że między dziewczynkami a chłopcami są różnice, ale lepiej je zacierać, niż pogłębiać poprzez separowanie. Powinni obserwować relacje między sobą, zawiązywać przyjaźnie i rozwiązywać konflikty. Z drugiej strony męskie i żeńskie szkoły sprawdzają się na całym świecie. Jeśli są chętni na taki eksperyment, nie zaszkodzi spróbować.
– Zawracanie kijem Wisły. Powrót do XVIII wieku – komentuje pomysł Artur Ławrowski, dyrektor Zespołu Szkół Integracyjnych. – Mój brat chodził do męskich pijarów, zawsze narzekał na brak przeciwnej płci i zazdrościł mi, że miałem w klasie dziewczyny.
Gabriela Olszowska, kierująca Gimnazjum nr 2, przyznaje, że koedukacja czasem przeszkadza w nauce, zwłaszcza w gimnazjum, gdy zaczynają się pierwsze miłości, ale osobnych klas męskich i żeńskich nie czuje. – Chodziłam do klas z chłopakami, nie wyobrażam sobie inaczej – mówi.
– Może to jest myśl – zastanawia się dyrektorka SP nr 85 Barbara Nowak. Chodziła do żeńskiej klasy i nie czuje się z tego powodu gorzej. – Przeszłam może szkołę spokojniej, bo nie było w niej żadnych zakochań. Nie było awantur, złości, rywalizacji. Dziś dziewczynki są bardziej niegrzeczne niż chłopcy. Z wieloma uczennicami nie da się wręcz wytrzymać. Może żeńska klasa by to zmieniła?